Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czeski patent na turystów. Leśny bar: bierzesz i płacisz

Krzysztof Strauchamnn
Krzysztof Strauchmann
Wyjątkowy leśny bar znajduje się czeskich górach, 30 km od Głuchołaz. W Jesenikach koło wioski Horni Lipova w lesie funkcjonuje najbardziej nietypowa knajpa w Europie. Tu nikt nie wystawia rachunków.

– Po drodze jest tu strome podejście. W tym miejscu przy potoku zawsze czekaliśmy na bardziej zmęczonych, więc najpierw zrobiłem miejsce do siedzenia – opowiada inżynier Vaclav Pavli­czek. Leśnik z czeskich lasów państwowych ma w tych górach swój rewir, liczący tysiąc hektarów powierzchni. – Idąc w góry w gorące dni, zacząłem tu zostawiać w potoku jeden czy dwa napoje. Wracając z pracy, sam zatrzymywałem się na odpoczynek i posiłek. Pewnego dnia jakiś nieznany turysta zabrał moje picie i zostawił pieniądze. Na papierku obok napisał: „Zabrałem jedno picie, zostawiam 10 koron”.

Inżynier Pavliczek następnym razem przywiózł 10 napojów i położył w chłodnej wodzie. Po kilku dniach zabrał 100 koron. Za trzecim razem przywiózł na górę 30 butelek z piwem i lemoniadą. I odebrał 300 koron.
– W końcu postawiłem tu blaszaną puszkę – skarbonkę – opowiada Pavliczek. – Ludzie sami ją otwierali, żeby rozmienić pieniądze, zabrać sobie resztę.

Początkowo nie wywieszał żadnego cennika. Potem napisał na tabliczce: „Wszystko za 10 koron”. On kupował za 10 i chciał tylko zwrotu pieniędzy. Stopniowo proste miejsce odpoczynku zaczęło się rozrastać.

Z potoku leśnik doprowadził drewnianymi rurami wodę, która chłodzi butelki. Nieco wyżej zbudował drewnianą budkę – wędzarnię, w której wywiesza do wędzenia doskonałe żeberka i kiełbasy. Powstało palenisko do gotowania herbaty i kawy, kotlik do grzania czerwonego wina z leśnymi jagodami. Miejsce powoli robiło się sławne.

Coraz więcej ludzi przyjeżdżało tu z czystej ciekawości, żeby to zobaczyć. Przychodzili starsi, emeryci wspinali się nawet na sam szczyt najwyższej w okolicy góry Smrk (1125 metrów nad poziomem morza).

Z myślą o nich inżynier Pavliczek zaproponował swojemu nadleśnictwu wybudowanie w tym miejscu drewnianej, stylowej wiaty – leśnego baru. Ze ścianami z dwóch stron i widokiem na dolinę, z paleniskiem w środku, gdzie można się ogrzać.

Z kontuarem, na którym wyłożyli księgę wpisów dla gości. Z drewnianymi ławami do siedzenia i stołami. Menu też się rozbudowało. Są słodycze, rum, gotowane owoce. Pojawiły się też karteczki z ceną.

Nie zmieniła się tylko blaszana puszka z tabliczką „kasa” i druga, mniejsza pod spodem – do rozmieniania pieniędzy. A kradzieże zdarzają się rzadko i giną tylko drobne kwoty. Drewnianych ścian baru też nikt nie niszczy napisami. Kto chce, wpisuje się do księgi pamiątkowej.
– Latem w wolne dni jest tu nawet 200 osób przez dzień – opowiada Vaclav Pavliczek. – Zaprzyjaźnieni studenci są tu wtedy codziennie. Sprzątają, pilnują czystości. Musi być porządek, żeby każdy się dobrze czuł. Czasem pięć razy dziennie dowozimy świeże napoje i jedzenie. W wędzarniach robimy makrelę z grilla, żeberka, kiełbasy, mięso wieprzowe.

Pod samym szczytem Smrku, najwyższej góry w okolicy, leśnicy wybudowali drugi bar, bez jedzenia, tylko ze strawą dla ducha. Przy potoku stanął drewniany prysznic. Woda spada z wysokości 2 metrów i nigdy nie zamarza, zawsze ma 7 – 8 stopni Celsjusza.

W książkach pamiątkowych leśnego baru wpisali się goście z całego świata. Są podpisy z Australii, Nowej Zelandii, Chin, Meksyku, Brazylii, z Ameryki. Przyjeżdżają też turyści z Polski. Obsługa wpada tu zazwyczaj rano i wieczorem. Na noc zabierają ze sobą tylko alkohol. Reszta zostaje. Nikt nie pilnuje napojów ani wiktuałów, nikt nie liczy kasy, nie krzyczy na niesfornych gości. Wszystko można sobie wziąć samemu, samemu ugotować, przyrządzić, rozpalić ognisko. I samemu podsumowuje się zapłatę do puszki.

– Leśny bar powstał na zasadzie zaufania i tolerancji. Nawet jeśli trafi do nas złodziej, to widząc nasze zaufanie, tu sam zapłaci – mówi z przekonaniem leśnik Pavliczek. – Słyszałem, że w Australii na podobnej zasadzie sprzedaje się melony przy drogach, a kupujący zostawiają pieniądze na straganie.

W Norwegii są chałupy, gdzie podróżni zostawiają swoje konserwy i jedzenie dla następnych. Mieszkańcy sąsiednich miejscowości przyprowadzają tu swoich znajomych i gości, a potem śmieją się, gdy im szczęka opada ze zdziwienia. Mówią do nich z dumą: U nas to normalne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na glucholazy.naszemiasto.pl Nasze Miasto