Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie są skarby z Rysiowic?

Krzysztof Strauchamnn
Krzysztof Strauchmann
W wiosce koło Otmuchowa znajdowała się jedna z większych kolekcji dzieł sztuki w Europie. Jej losy ciągle są tajemnicą.

Madonna z Dzieciątkiem, św. Janem Chrzcicielem i Aniołem wisi już w pierwszej sali Galerii Malarstwa Włoskiego i Francuskiego Muzeum Narodowego w Warszawie. Obraz na desce autorstwa Sandro Botticellego w przewodnikach podawany jest jako znakomity przykład dojrzałego renesansu. Tymczasem do 1945 roku arcydzieło Boticellego wisiało w ślicznym pałacyku w Rysiowicach koło Otmuchowa. I było tylko częścią ogromnej kolekcji.

Moda na Italię
Kolekcję z Rysiowic stworzył syn pruskiego króla Fryderyka Wilhelma II (1744 - 1797), który nie zapisał się dobrze w polskiej historii. Pobił Kościuszkę pod Szczekocinami i brał udział w dwóch rozbiorach.

Prywatnie był kobieciarzem, a dwa legalne związki mu nie wystarczały. W morganatycznym, czyli pozbawionym praw do dziedziczenia i awansu społecznego małżeństwie poślubił dworkę i siostrę swojego ministra. Urodziła mu syna Gustawa Adolfa, który po matce przejął nazwisko von Ingenheim, ale oficjalnie był traktowany w Prusach jako królewskie dziecko z nieprawego łoża.

Pasją Gustawa Adolfa stały się romantyczne podróże po Italii, w towarzystwie nauczyciela zafascynowanego tamtejszą kulturą. Za jego namową królewski bękart zaczął kupować obrazy włoskich mistrzów. Potem dodatkowo dostał od ojca w darze część kolekcji malarskiej pruskich królów. Gustaw Adolf zbierał także starożytne drobiazgi, książki, dokumenty, porcelanę i rzeźby. Po śmierci kolekcjonera większą część zbiorów skupił jego najmłodszy syn Franz von Ingenheim. Według zachowanego do dziś w zbiorach rodzinnych inwentarza z 1883 roku, kolekcja samych obrazów liczyła 120 pozycji.

W 1870 roku Franz kupił majątek w Reisewitz pod Nysą, gdzie wybudował wspaniały neorenesansowy pałac, przypominający zamki z Doliny Loary. Musiał być okazały, bo miał pomieścić jedną ze wspanialszych kolekcji w Europie. Reisewitz to dzisiejsze Rysiowice, maleńka wioska z zamkiem, wielkim gospodarstwem rolnym i popege­erowskimi blokami.

Po wybuchu wojny w 1939 roku synowie Franza von Ingen­heima - Harald i Manfred - zdeponowali kilkanaście obrazów w muzeum we Wrocławiu. M.in. Madonnę Botticellego, Madonnę Fra Filippo Lippi, kilka obrazów niemieckich malarzy, np. Antona Kocha i Martina von Rohdena. Ta część kolekcji miała szczęście. W 1943 roku wszystkie zbiory wrocławskiego muzeum zostały zabezpieczone przed bom­bardowaniami w ramach akcji ukrywania dzieł sztuki. Wrocławski konserwator zabytków Günther Grundmann przewiózł je wraz z innymi dziełami sztuki do składnic w Kamieńcu Ząbkowickim i Henrykowie koło Ziębic.

Inna część zbiorów trafiła do składnicy na zamku Kunów. W 1945 roku dotarli w te miejsca muzealnicy z polskiego Ministerstwa Kultury, którzy wpadli na trop depozytów Grundmanna i rozszyfrowali listę jego skrytek. Wcześniej jednak magazyny przejęły Samodzielne Brygady Zdobyczy Wojennych NKWD (tzw. trofiejne brygady).

Właściwie możemy się tylko dziwić, że Rosjanie zostawili po sobie jeszcze cokolwiek, co dziś znajduje się w Warszawie czy Krakowie. Botticelli przetrwał w Kamieńcu. Zaginęły wszystkie obrazy z Henrykowa, np. obraz Madonna z Dzieciątkiem Fra Filippo Lippiego. Inny obraz ocalony w Kamieńcu, „Wodospad w Tivoli” Martina von Rohdena, w 1954 roku został podarowany przez polskie władze rządowi NRD w Berlinie - w dowód przyjaźni.

Na tropie kolekcji
Pozostała część kolekcji, około setki obrazów, pozostała w Rysiowicach. Radzieckie oddziały weszły na Opolszczyznę w lutym 1945 roku, rejon Rysiowic zajęły jednak dopiero pod koniec maja. Bracia von Ingenheim uciekli z pałacu przed nadejściem frontu. Zabrali tylko kilka najmniejszych obrazów, łatwych do przewiezienia. Według ustaleń Magdaleny Palicy, historyka sztuki z Wrocławia, pozostała część kolekcji znajdowała się ciągle w nienaruszonym pałacu. Podobnie jak biblioteka licząca 37 tysięcy książek i kolekcja starożytności - ponad 130 rzeźb, waz, figurek. Kilka miesięcy później pałac był już doszczętnie splądrowany, a Ingenheimowie w Niemczech czynili rozpaczliwe starania, żeby ustalić, gdzie trafiła ich kolekcja.

Legendy o skarbach
Czy w obliczu nadchodzącego frontu bracia von Ingenheim ukryli zastawę stołową albo liczący 130 okazów zbiór starożytności włoskich? Niemieckie władze naciskały rodziny śląskich magnatów, by ukrywać najcenniejsze rzeczy. Przed frontem był czas, żeby przygotować odpowiednie skrytki. Podobno von Scha­ffgotschowie zatrudnili włoskich murarzy do wybudowania skrytek na skarby, a listę schowków też gdzieś zamurowali.

W prawie każdym śląskim pałacu kolekcjonowano dzieła sztuki. Z wystawnego pałacu w Kopicach zachował się jeden obraz, dziś w kolekcji muzeum w Nysie. Zginęła bez śladu biblioteka z pałacu w Biechowie, kolekcja dzieł sztuki rodu Matuschków.

W samych Rysiowicach i okolicy też można usłyszeć opowieści o wykopanych tu po wojnie skarbach. Podobno kiedyś przy burzeniu starej stodoły koparka trafiła na zakopaną w ziemi skrzynię pełną porcelany. Robotnicy podzielili między siebie znalezisko. Jeszcze przed wysiedleniem niemieckiej ludności z tych terenów, gdzieś pod koniec 1945 roku, polskie władze zatrudniły grupę miejscowych kobiet do sprzątania pałacu w Rysio­wicach. Jedna z Niemek porządkowała stertę papieru, z której wypadły dwa pisma. Zwróciła uwagę na podpis i potajemnie wyniosła papiery z pałacu. 20 lat później zaniosła kartki do muzeum w Hanowerze. Tak ocaliła zapis nutowy i list z podpisami Jana Sebastiana Bacha.

Opowieści o tych bogactwach rozpalają wyobraźnie kolejnych poszukiwaczy. Najbardziej bez­względni nie cofają się nawet przed dewastacją zabytków i profanacją cmentarzy. Zniszczyli bezpowrotnie kaplicę cmentarną von Ingenheimów w lesie na wzgórzu za pałacem. Sprofanowali zwłoki kolekcjonera Gustawa Adolfa, jego żony, dzieci. Największych skarbów ze śląskich pałaców trzeba jednak szukać w muzealnych magazynach.

Schowane przez państwo
Magdalena Palica jako naukowiec i historyk sztuki dociekała, jakie były dalsze losy kolekcji von Ingen­heimów. Najłatwiej ustalić losy tych dzieł, które w latach kryzysu międzywojennego zostały sprzedane przez rodzinę handlarzom sztuki. Zdobią dziś galerie w 12 muzeach Europy i Stanów Zjednoczonych, m.in. w Berlinie, Waszyngtonie, Nowym Jorku, Houston, w Hanowerze i Monachium.

Porównując spisy Grund­manna z zachowanymi jeszcze inwentarzami i fotografiami zbiorów Ingenheimów, Pawlica potwierdziła „rysie­wickie” pochodzenie 12 obrazów z muzeów Warszawy, Krakowa i Wrocławia.

Dwa kolejne obrazy Muzeum Narodowego w Warszawie mogą pochodzić z kolekcji Ingen­heimów, ale dziś już nawet nie wiadomo, jak trafiły do Warszawy. Nie ma na to żadnych dokumentów. Po prostu w pewnej chwili pojawiły się w muzealnym inwentarzu. Dwa obrazy z Krakowa udało się rozpoznać dzięki zachowanym fotografiom sprzed wojny. Jeszcze dziwniejsze są losy biblioteki pałacowej.

Magdalenie Palicy udało się znaleźć relację w Kronice Centralnej Biblioteki Wojskowej za lata 1945 - 1947. Wynika z niej, że po książki Ingenheimów polskie wojsko przysłało specjalny pociąg, ale skład i tak okazał się za mały na bibliotekę. Księgozbiór dojechał do Warszawy i tam wszelki ślad po nim zaginął. W centralnej bibliotece wojskowej nie ma na ten temat żadnych dokumentów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nysa.naszemiasto.pl Nasze Miasto