Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Głuchołaz w Szanghaju. Jak dziś wygląda sytuacja w Chinach pod względem epidemii?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Denis Gierczak - głuchołazianin mieszkający od czterech lat w Szanghaju, opowiada jak wygląda aktualna sytuacja epidemiologiczna w Chinach, jak władze kontrolują społeczeństwo za pomocą telefonicznych aplikacji i jak pobudzają chińską gospodarkę.

W lutym tysiące ludzi obejrzały w Internecie Pana relację z Szanghaju, opustoszałego z powodu epidemii, której u nas jeszcze nie było. Jak teraz wygląda sytuacja w Chinach?
Sytuacja wygląda na opanowaną. Większość restrykcji została zniesiona - częściowo lub wręcz całkowicie. Ludzie od dłuższego czasu chodzą normalnie do pracy, blokady oraz płoty okalające osiedla są usuwane. Utrzymany jest obowiązek noszenia maseczek w środkach komunikacji publicznej, w sklepach, centrach handlowych, czy też miejscach pracy. Rekomendowane jest w ogóle noszenie maski w przestrzeni publicznej, jednak nie jest to egzekwowane. Zresztą przez rosnącą temperaturę, noszenie maseczki jest dość bardzo uciążliwe i ciężkie do wykonania. Początek maja przyniósł nam temperaturę przekraczającą 30 stopni C. W ostatnich tygodniach zaczęły się otwierać szkoły, choć uczniowie przestrzegają restrykcyjnych procedur dotyczących min. utrzymywania odpowiednich odległości pomiędzy sobą, zakazu poruszania się po szkole podczas przerw, pomiaru temperatury czy noszenia odpowiedniej odzieży ochronnej. Podobno gdzieniegdzie są nawet wymagane przyłbice.

Granice Chin nadal są jednak zamknięte?
Dla obcokrajowców granica Chin jest zablokowana. Wciąż obowiązują dość późno wprowadzone w Chinach restrykcje dotyczące podróżowania. Linie lotnicze mogą kursować na mocno ograniczonych połączeniach międzynarodowych, dlatego ceny biletów bardzo wzrosły i ciężko jest zdobyć jakieś miejsce. Spora część obcokrajowców, którzy na stałe mieszkają i pracują w Chinach, a na początku epidemii wyjechała do swoich ojczyzn i teraz ma teraz problemy z powrotem.

Zna Pan osoby, które skierowano do kwarantanny, albo trafiły na leczenie do szpitala?
W moim biurze pracuje kilka osób z Wuhan oraz innych miejscowości prowincji Hubej, które były odizolowane od reszty Chin przez długi czas. Z informacji wyciągniętych od tych osób wynika, że większość z nich nie opuszczała własnego mieszkania przez 78 do nawet 84 dni. Po otwarciu ich miejscowości każdy musiał przejść test mRNA (test na obecność wirusa), żeby dostać pozwolenie na wyjazdz miasta. Po powrocie do Szanghaju takie osoby musiały odbyć dodatkową kwarantannę przeważnie 7 dni, aż ich kod QR zmienił się na zielony. Przymusową kwarantannę stopniowo wprowadzono również dla osób przyjeżdżających z zagranicy. Na początku epidemii kwarantannę można było odbyć w domu, później już tylko w odpowiednim ośrodku, a w kolejnym etapie wprowadzono odpłatność za kwarantannę. Z moich współpracowników pewien Japończyk trafił najpierw na 2 tygodnie kwarantanny w Japonii, a później kolejne 2 tygodnie w Chinach. Mógł ją jeszcze odbyć we własnym mieszkaniu, a wolontariusze zaopatrywali go w produkty spożywcze i odbierali śmieci. Inny mój współpracownik powrócił z Filipin, które wtedy były uznawane za kraj bezpieczny. Piątego dnia po powrocie został przez policję wezwany do powrotu do domu i poproszony o odbycie tygodniowej kwarantanny w miejscu zamieszkania. Mój kolejny znajomy - Polak wraz z rodziną powrócił do Szanghaju w marcu, tuż przed wprowadzeniem przymusowych kwarantann dla wszystkich. Prosto z lotniska zostali przetransportowani do specjalnego ośrodka, gdzie trzymano ich przez noc i wykonywano badania na koronawirusa. Dopiero kolejnego dnia, po potwierdzeniu wyniku negatywnego, samochodem całym opakowanym w folie zawieziono ich do domu na tydzień kwarantanny i zaplombowano drzwi.

Jak wygląda kontrola ludzi związana z epidemią?
W miejscu pracy musimy się każdego ranka stawić na pomiar temperatury oraz zaprezentować na swoim telefonie nasz zielony QR kod, wygenerowany za pomocą aplikacji AliPay lub WeChat. Kod QR trzeba także pokazać na stacji kolejowej czy nawet na siłowni. Te aplikacje wykorzystują sztuczną inteligencję oraz informacje zebrane na temat położenia użytkownika telefonu. Osoby powracające z zagranicy, z Wuhan, z prowincji Hubei oraz z innych miejsc sklasyfikowanych jako punkty zapalne albo osoby zidentyfikowane jako przebywające w pobliżu osób zakażonych, automatycznie otrzymują żółty lub czerwony kod QR.

Jakie są ograniczenia dla osób z kodem innym niż zielony?
Konsekwencją jest odbycie odpowiedniej kwarantanny: 7 dni gdy kod jest żółty, 14 dni gdy jest czerwony. Kody są sprawdzane na wielu stacjach kolejowych, lotniskach oraz w hotelach. Jeżeli w pracy pojawi się ktoś z czerwonym kodem, jest ryzyko, że wszyscy jego współpracownicy będą także wysłani na kwarantannę, na koszt pracodawcy. Dzisiaj przedłużałem wizę, bez zielonego kodu nie zostałbym nawet wpuszczony do biura wizowego. Bez zielonego kodu nie można np. skorzystać z siłowni, pod groźbą kary finansowej i zamknięcia siłowni do odwołania. W wielu miejscach publicznych w witrynie czy przy kasie są wywieszane wydruki kodów QR, aby zapewnić klientów, że to miejsce jest bezpieczne.

W Polsce też zaczyna się przygotowywać rozwiązania dotyczące inteligentnej kwarantanny. Zastosowanie nowych technologii do kontroli społeczeństwa przynosi więcej korzyści czy zagrożeń?
Na pewno większości obywateli dają one poczucie bezpieczeństwa. Główną ich zaletą jest fakt, że osoby najbardziej narażone na zetknięcie z wirusem, są za wczasu informowane o tym zagrożeniu. Zanim potencjalnie zakażą kolejne osoby, są odsyłane na kwarantannę. To w efekcie redukuje ilość ludzi, którzy trafiają do kwarantanny. Dzięki temu można ludziom oddać część swobód obywatelskich szybciej, niż by to miało miejsce w normalnych warunkach. Chodzi o choćby możliwość wyjścia do parku, na siłownię, do muzeum czy do pracy. Moim zdaniem lepiej mieć pół jabłka, niż nic.

Jak Chińczycy znoszą te restrykcje?
W Chinach ludzie są bardzo strachliwi. Bardzo ufają władzy i szanują rząd, więc posłusznie biorą do siebie wszelkie polecenia. Osoby starsze, z grupy wysokiego ryzyka, chyba najbardziej „olewacko” podchodziły do nowych rygorów. W Chinach później niż w wielu krajach Europy władze zdecydowały się zamknąć granice. To nie do końca było to odpowiedzialne, bo pozwalało osobom zainfekowanym rozwozić wirusa. Z tego też powodu mamy ostatnio wielu powracających do kraju Chińczyków, którzy są zakażeni. Niedawno jeden z lotów Aaeroflot z Moskwy do Szanghaju przywiózł ponad 60 osób z koronawirusem, a obcokrajowcy już wtedy nie mogli przyjeżdżać do Chin.

Czy czuje się Pan inwigilowany?

Przyjeżdżając do Chin, trzeba się pogodzić z tym faktem i nauczyć się z tym żyć. Tutaj nikt tego nie ukrywa, a na Zachodzie próbuje się wprowadzać ograniczenia podobnego typu po cichu i pod stołem. O dziwo w Chinach bardzo często można doświadczyć większej wolności, niż można było się spodziewać. Na przykład mali przedsiębiorcy (bardziej tyczy się to Chińczyków) mogą się rozwijać dzięki tzw. wolności gospodarczej. Nikt im nie przeszkadza w robieniu biznesu. Przed rozpoczęciem epidemii na ulicach instalowano bardzo dużo kamer z systemem rozpoznawania twarzy. Teraz raczej nie mają zbyt szerokiego zastosowania ze względu na powszednie noszenie maseczek.

Słychać w światowych mediach o rosnącej w Chinach niechęci do obcokrajowców. Spotkał się Pan z przejawami ksenofobii?
Ostatnio popularne stało się tu stwierdzenie “importowany wirus” lub “wirus z importu”. Przed zamknięciem chińskich granic 95% nowych przypadków zachorowań notowano faktyczne u osób wracających z zagranicy, z czego 90 procent to byli Chińczycy. Tymczasem dla wielu ludzi stało się to jednoznaczne ze stwierdzeniem, że chorobę przywożą obcokrajowcy i nie ma znaczenia fakt, że od ponad miesiąca granica jest zamknięta dla cudzoziemców. Wcześniej zdarzało się, że cudzoziemcy byli wypraszani ze sklepów czy też z restauracji. Osobiście wielokrotnie byłem przepytywany, od jak dawna mieszkam w Chinach i czy ostatnio wyjeżdżałem. Dwa tygodnie temu wraz z kolegą, również Polakiem wchodząc do centrum handlowego w głównej dzielnicy finansowej miasta, tak jak wszyscy pokazaliśmy swoje zielone kody QR. Jednak po chwili zostaliśmy poproszeni na bok do dodatkowych pomiarów temperatury. Mojemu koledze podczas podroży służbowej kilkukrotnie odmówiono przyjęcia do hotelu. Miał szczęście, że został przyjęty na noc przez swojego dostawcę. Podobno dochodziło do sytuacji, że obcokrajowcom odmawiano wynajmu mieszkania, lub zrywano z nimi umowy najmu. Chińskie władze dość szybko zareagowały na takie zdarzenia i współpracują z placówkami dyplomatycznymi, zbierają informacje na temat zajść rasistowskich, aby im zapobiegać. Konsulat Generalny RP w Szanghaju przesyłał nam informację gdzie takie zajścia należy zgłaszać.

Czy widać już wpływ epidemii na gospodarkę Chin i sytuację ekonomiczną przeciętnych ludzi?
Zazwyczaj po chińskim Nowym Roku i po otrzymaniu rocznych premii Chińczycy masowo zmieniali pracę. W tym roku jest inaczej. Z dnia na dzień rośnie lęk przed utratą pracy, wiele firm wstrzymało procesy rekrutacyjne i zamroziło przyjmowanie nowych pracowników. Każdego dnia widać też działania interwencyjne rządu. Budowy rozpoczęte przed epidemią idą pełną parą. Na masową skalę ruszyły roboty publiczne. Wszędzie widzę ruch budowlany. Wokół strefy przemysłowej, w której znajduje się siedziba mojego pracodawcy, zaczęto nawet „ponownie” malować linie na drodze. Od czterech lat w drodze do pracy obserwowałem ogrodzony i pusty plac. Ostatnio z dnia na dzień zapełnił się maszynami budowlanymi.

Jak trafił Pan na stałe do Chin?
Pod koniec maja miną mi cztery lata w Chinach. Od dzieciństwa interesowałem się Azją, jednak na początku moja fascynacja była skierowana w kierunku Japonii. Inspirowały mnie przygody Songa z japońskiej kreskówki Dragoon Ball. Potem poznałem trochę kulturę, historię i obyczaje Chin, a na studiach w Wielkiej Brytanii poznałem moją obecną dziewczynę z Chin. Chęć poznawania tego co nowe i nieznane, a przy okazji możliwość zadawania wszystkich pytania „dlaczego?”, zaważyły na mojej decyzji o wyjeździe. Zrezygnowałem z pracy w międzynarodowej korporacji, gdzie pracowałem jako inżynier w sekcji kolejowej w Swindon i Londynie, spakowałem jedną walizkę, plecak i rozpocząłem przygodę życia. Przed samym wyjazdem załatwiłem sobie jeszcze pracę jako nauczyciel angielskiego w tzw. Training Centre. Tak przepracowałem kilka pierwszych miesięcy w Chinach. Dzięki dyplomowi brytyjskiej uczelni wyższej nie miałem problemów z otrzymaniem wizy pracowniczej. W ostatnich dwóch latach do Chin napłynęło bardzo wielu Ukraińców i Rosjan z dobrą znajomością języka angielskiego. Przyjeżdżają głównie żeby uczyć tego języka chińskie dzieci. Swego czasu bardzo łatwo było w Chinach znaleźć pracę nauczyciela, a zarobki wynosiły ok 14-20 tys. yuanów miesięcznie (red: 1 złoty to obecnie 0,6 juana). W zawodach eksperckich zarobki są na dużo wyższym poziomie. Ja aktualnie pracuję w niemieckiej firmie z branży maszynowej jako Starszy Manager sprzedaży na Azję Wschodnią. Niestety, ponieważ zostałem zatrudniony w Chinach, moje warunki pracy i płacy są nieporównywalnie gorsze od osób oddelegowanych do pracy za granicą. Specjaliści delegowani do pracy w Chinach są w stanie zarobić dużo więcej niż w Unii Europejskiej.

Dużo Polaków żyje w Szanghaju?

W porównaniu do innych narodowości to jest nas niewielu, szacuję że 300-500 osób. To osoby pracujące, studiujące lub prowadzące tu swoją działalności gospodarczą. Podczas moich pierwszych tygodni w Szanghaju udało mi się zorganizować wspólne oglądanie meczu Polska – Szwajcaria w czasie Euro 2016. Zebrało się nas ponad 210 osób, wtedy to była zdecydowana większość Polonii w mieście. Przez wiele lat Polacy spotykali się w barze Cottons, dosłownie za ścianą polskiego konsulatu, jednak ta inicjatywa padła jakieś półtora roku temu. Działa natomiast restauracja „Pierogi Ladies” prowadzona przez dwie Polki: Asię i Gosię. To miejsce stało się szanghajską oazą polskości. Również na komunikatorze WeChat mamy swoje polonijne grupy, gdzie się wymieniamy informacjami. W przeszłości dwukrotnie gościliśmy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.

Relacje z Chin autorstwa Denisa Gierczaka można śledzić na jego kanale na Youtube: https://www.youtube.com/user/denio89

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nysa.naszemiasto.pl Nasze Miasto