W mojej hali dochodziło do demontażu aut, pochodzących z kradzieży. Nigdy z nikim nie rozmawiałam o tym skąd pochodzą, ale mogłam się domyślić, że to albo auta testowe, albo kradzione – wyznała wczoraj w sądzie rejonowym w Nysie 45-letnia Justyna B. z Nysy.
Przyznała się do paserstwa tylko częściowo. Kobieta wynajmowała od miasta halę na terenie dawnych zakładów FSD. To tam w styczniu 2019 roku policja znalazła trzy kradzione luksusowe mercedesy i części innych aut. Śledztwo ujawniło, że pochodzą z włamań i kradzieży na terenie Polski i Niemiec. W Nysie były rozbierane na części, które potem wystawiano na sprzedaż.
Justyna B. twierdzi, że nie miała pojęcia o procederze. W 2016 roku jej mąż trafił do więzienia, ona wraz z dwójką dzieci znalazła się w trudnej sytuacji życiowej. Mąż wynajmował halę i zajmował się handlem samochodami. Żeby zarobić, dała w 2018 roku ogłoszenie, że podnajmie halę.
Znajomy mechanik samochodowy Sebastian K. skontaktował ją wtedy z jakimś człowiekiem, zainteresowanym korzystaniem z hali. Nie spisywała żadnych umów, tylko udostępniała klucze do hali z podnośnikiem, na jeden lub dwa dni. Dostała za to od tajemniczego kontrahenta trzy razy po 2 tysiące złotych.
- Bardzo żałuję, to dla mnie nauczka na całe życie. Moje dzieci przez 7 miesięcy nie miały ani ojca, ani matki – mówiła w sądzie Justyna B., która po wpadce dziupli trafiła do tymczasowego aresztu. Jednak w składanych w śledztwie wyjaśnieniach kobieta stwierdziła, że widziała w swojej hali dwa zagłuszacze, urządzenia do zakłócania sygnału GPS, które uniemożliwiają lokalizację samochodu. Pytała nawet o nie, ale szczegółami się nie interesowała.
Do zarzutu paserstwa nie przyznał się natomiast Sebastian K, z zawodu mechanik samochodowy, który prowadzi własny zakład pod Nysą. W śledztwie wyjaśniał, że zupełnie przypadkowo powiedział jakiemuś swojemu klientowi o trudnej sytuacji Justyny B. i ten postanowił skorzystać z oferty najmu hali.
Kilka razy pośredniczył w kontaktach, przekazywał mężczyźnie klucze, odbierał pieniądze, pomagał też załatwić miejscowego mechanika do rozbiórki. Sam myślał, że w Nysie rozbierane są auta testowe.
Kiedy się zorientował, że to są kompletne i sprawne samochody, a nie zdekompletowane egzemplarze testowe, nabrał podejrzeń i chciał zerwać kontakty. Wtedy dostał dziwny telefon z pogróżkami. Zgodził się więc na wynajem podobno ostatni raz, ale następnego dnia policja aresztowała Justynę B.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?