Od wydarzeń pisanych w akcie oskarżenia minęło co najmniej sześć lat. Najpierw ciągnęło się śledztwo Biura Spraw Wewnętrznych, czyli policyjnej jednostki tropiącej nieuczciwych funkcjonariuszy. Kiedy akt oskarżenia trafił do sądu w Nysie zaczęła się pandemia i sprawa znów musiała czekać.
W międzyczasie komenda wojewódzka przeprowadziła postępowanie administracyjne i usunęła czterech funkcjonariuszy z policji. Po kilkunastu latach pracy w „fabryce”, musieli sobie na nowo poukładać życie i znaleźć pracę.
Czterej oskarżeni byli funkcjonariuszami kryminalnymi, stanowili jeden zespół. To kryminalni najczęściej zatrzymują podejrzanych, robią przeszukania, zdobywają tajnych informatorów, jeżdżą na akcje w terenie i siłą rzeczy mają największy kontakt z przestępcami.
Kryminalnym z nyskiej komendy prokuratura okręgowa przypisała prawie 10 zarzutów polegających na nadużywaniu władzy, przekraczaniu uprawnień lub celowym niedopełnianiu obowiązków.
W 2014 roku uczestniczyli w zatrzymaniu wielokrotnego włamywacza i złodzieja rowerów w Grodkowie. Mężczyzna schował się na strychu swojego domu, jeden z policjantów za nogę wyciągnął go z dziury pełnej gruzu. Kilka miesięcy później włamywacz zarzucił im, że bili go w czasie przesłuchania i krzyczeli na niego, żeby wymusić zeznania.
- Mam na utrzymaniu dwoje dzieci, nie mogę sobie pozwolić, żeby wylecieć z pracy, bo podniosłem rękę na zatrzymanego – mówił jeszcze w śledztwie jeden z oskarżonych funkcjonariuszy.
Oskarżeni twierdzą, że kilka miesięcy po tym zatrzymaniu włamywacz z Grodkowa zadzwonił do jednego z nich na prywatną komórkę. Powiedział wtedy, że BSW na nich poluje i chce się z nim dogadać, ale on woli się dogadać z policjantami z Nysy. Odebrali to jako próbę zastawienia na nich pułapki i poinformowali o tym telefonie swoich przełożonych.
Kolejny zarzut dotyczy zatrzymania przestępcy poszukiwanego Europejskim Nakazem Aresztowania.
Według aktu oskarżenia - na komendzie w Nysie udostępnili mu nielegalnie telefon, żeby mógł swobodnie zadzwonić, a w zamian za to domagali się sprzedaży samochodu po obniżonej cenie. Cała rozmowa kilku osób w pokoju przesłuchań na komendzie była potajemnie nagrywana. Na taśmie jest zarejestrowany głos mówiący: „Ty mi lepiej jakiś samochód załatw”.
Jeden z oskarżonych przyznał w śledztwie, że rozmawiał z zatrzymanym o samochodzie, jaki ten miał na sprzedaż, ale cena wydała mu się zbyt wysoka.
Oskarżeni nie przyznają się też do zarzutów, że odstąpili dwa razy od wykonania czynności służbowych po odkryciu w wioskach koło Nysy plantacji konopi indyjskich.
Według nich szukali plantacji, ale niczego nie znaleźli, bo informator nie wskazał dokładnie miejsca. Jeszcze kolejny zarzut mówi o tym, że bezpodstawnie wypisali trzy notatki rzekomo od „tajnych informatorów” i w tej sposób wyłudzili z budżetu policji tysiąc złotych z pieniędzy przeznaczonych na płacenie za wiadomości.
- To pomówienia wyssane z palca – mówił wczoraj w sądzie jeden z byłych funkcjonariuszy.
- Nagrania były manipulowane, aby obciążyć nas – dodawał drugi.
Na kolejnych rozprawach sąd odtworzy nagrania z podsłuchów i przesłucha 29 świadków.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?