Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnice Piekielnych Aniołów, czyli gangi motocyklowe w Nysie

Krzysztof Strauchamnn
Zloty motocyklistów zawsze mobilizują policję, choć ci pierwsi niezmiernie rzadko dają stróżom prawa pretekst do interwencji.
Zloty motocyklistów zawsze mobilizują policję, choć ci pierwsi niezmiernie rzadko dają stróżom prawa pretekst do interwencji. Alik Keplicz
Policja nigdy do końca nie wyjaśniła okoliczności dwóch brutalnych starć motocyklowych gangów, do jakich doszło koło Nysy.

Według danych policji, pierwsza bitwa motocyklistów w Polsce miała miejsce w nocy z 4 na 5 sierpnia 2002 roku w Niwnicy koło Nysy. W jednym z domów bawiła się grupa miejscowych miłośników motocykli. Pod dom podjechała inna grupa, złożona z kilkunastu napastników. Byli uzbrojeni w maczety, siekiery, kije bejsbolowe, pałki teleskopowe i noże.

Najpierw zniszczyli zaparkowane auta i motocykle, a potem weszli do środka. Świadkowie - mieszkańcy sąsiedztwa - opowiadali potem dziennikarzowi News­weeka, że wszystko odbywało się w ciszy, bez krzyków czy wzywania pomocy. Słychać było tylko odgłosy uderzeń i jęki. Zanim przyjechała policja, napastnicy odjechali.

Nyska policja przez cztery lata nie zatrzymała podejrzanych. Dopiero gdy śledztwo przejęło CBŚ, zatrzymano 11 osób w wieku 28-35 lat z Górnego Śląska. Wszyscy byli członkami klubu motocyklowego Road Runners. Oprócz najazdu na Niwnicę prokuratura zarzuciła im udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Wśród zatrzymanych były osoby z wysokich władz klubu, który mimo to działa oficjalnie nadal.

Co intrygujące, na stronie internetowej klubu w zakładce „Pamiętamy” widnieje aż 10 zmarłych członków. Odeszli w latach 2006-2010, wszyscy w sile wieku. Najstarsi nie mieli 40 lat. W żadnym przypadku policja nie znalazła jednak dowodów na to, że ktoś pomógł im umrzeć.

Śmierć Anioła
Nyscy motocykliści brali też udział w głośnym zdarzeniu, do jakiego doszło trzy lata temu w Czechach, we wsi Libina koło Szumperka, oddalonej 70 km od Nysy. Petr H. czeski przedsiębiorca z sąsiedniej wsi kupił tam spory teren z nieczynnym sklepem. Ogrodził go wysokim płotem z metalowej blachy o specjalnie wzmocnionej konstrukcji. W odgrodzonej posesji coraz częściej zaczęli się pojawiać motocykliści.

W nocy z soboty na niedzielę 5 na 6 października 2013 za blaszanym ogrodzeniem odbywała się zamknięta impreza. Swoje urodziny obchodził klub motocyklowy Outlaws MC. Przyjechał bardzo ważny gość, Anglik, prezydent Outlaws na Europę. Około pierwszej w nocy pod budynek podjechała duża grupa motocyklistów w kamizelkach Hells Angels. HA od lat rywalizują z Outlaws.

Zaczęło się łomotanie do bramy, potem głośne wyzwiska i pogróżki. Atmosfera zawrzała. Ze środka ktoś otworzył bramę i zaczęła się regularna wojna. W ruch poszły kije bejsbolowe, maczety, trzonki od łopat. Ktoś wyciągnął broń i zaczął strzelać. 42-letni Aleksander M., Polak z Tarnowskich Gór zginął na miejscu. Dwóch postrzelonych Czechów trafiło do szpitala. Wszyscy byli związania z „Aniołami”.

Czeska policja ściągnęła na miejsce antyterrorystów, saperów, helikopter, patrole z psami i negocjatorów. Część uczestników bitwy zdołała odjechać. Policjanci ścigali ich po całej okolicy. W sumie zatrzymano w związku z bijatyką około 80 osób, w tym kilkunastu Polaków. Wśród zatrzymanych byli też Niemcy i Anglicy.

Wszyscy przesłuchiwani przez policję uczestnicy bijatyki zeznawali podobnie. Nic nie wiedzieli, stracili przytomność. Albo po prostu nic nie mówili na przesłuchaniu. Policja nie ma żadnych zeznań na temat przebiegu bitwy i tego, kto mógł strzelać. Nie znaleziono broni. Śledztwo nie dało efektów. Zabójca Aleksandra M. prawdopodobnie nigdy nie stanie przed sądem.

Zamknięty świat klubów
Zabity Polak dopiero kandydował do członkostwa w klubie Hells Angels, był tzw. prospectem. W Czechach miał na sobie kamizelkę klubową z insygniami przynależności Hells Angels MC. Musiał wiedzieć, w czym uczestniczy i czym ryzykuje. 42-latek na co dzień był jednak normalnym, przeciętnym facetem z pracą i rodziną. Po pracy wsiadał na motocykl i stawał się „Aniołem Piekieł”.

- To normalna praktyka, że niżsi rangą członkowie klubów prowadzą podwójne życie. Pracują, mają rodziny, które niewiele wiedzą o tym, co robią na wyjazdach klubowych - opowiada policjant z Komendy Głównej Policji, który monitoruje działalność klubów motocyklowych. - Samo kandydowanie do klubu trwa czasem nawet 5-6 lat. Każdy członek musi też regularne płacić składki dla klubu, od kilkudziesięciu do nawet kilku tysięcy złotych miesięcznie. Dopiero na wyższych szczeblach hierarchii nikt nie ma już czasu na zwykłą pracę zawodową.

Kluby nie tolerują kojarzenia ich ze zorganizowaną przestępczością i używania nazwy “gangi przestępcze”. Hells Angels pozywa za to do sądu, domagając się ochrony swoich dóbr osobistych. Kilka lat temu pozwał za to nawet MSW Islandii. Jak podkreślają sami policjanci - większość członków klubów, to osoby stroniące od przestępczości, po prostu amatorzy jazdy na motocyklu. Z drugiej strony kluby mają międzynarodowy charakter i są bardzo hermetycznie zamknięte dla obcych, z silnym poczuciem solidarności. Informacje o tym, co się dzieje wewnątrz, praktycznie nie trafiają do opinii publicznej czy organów śledczych. Na ślady przestępstw udaje się trafić albo po wprowadzeniu agenta do grupy, albo po zwerbowaniu jakiegoś członka organizacji przez policję.

1 listopada 2009 roku w Duisburgu w Niemczech setka motocyklistów przez kilka godzin walczyła na pałki, kije i kastety w klubie. Wyszło to na jaw, bo jeden z byłych Angelsów, Niemiec Ulrich Detrois, który doszedł do szczebla wiceprezydenta klubu, poróżnił się z kompanami, poszedł na współpracę z policją, a nawet napisał książkę o kulisach działalności klubów.

Lojalność ponad wszystko
Po bijatyce w Libinie policja obawiała się mniej lub bardziej otwartej wojny gangów, dążenia do zemsty za zabitego Aleksandra M. Konflikt mógł się przenieść także do Polski.

- Czechy to tradycyjny teren Hells Angels, ale Outlaws byli tam coraz bardziej aktywni - opowiada policjant z KGP. - W 2011 roku temu doszło do pierwszego starcia. Dwóch motocyklistów zaatakowało nożami trzeciego. Ranny miał szczęście, że był gruby. Ostrza nie uszkodziły mu wewnętrznych narządów i przeżył. Potem był spokój, ale Outlaws urządzali sobie ostentacyjne przejazdy przez tereny uważane przez Hells Angels za swoje.
W Polsce w 2013 roku doszło do podpaleń domów klubowych w Warszawie, Ostrowie, Pruszkowie i Ostrowcu. Nie wiemy, czy to przypadek, czy przejaw jakiś konfliktów.
- Oni otwarcie deklarują życie poza prawem, ale to nie oznacza automatycznie, że dopuszczają się przestępstw - mówi policjant obserwujący środowisko motocyklistów. - Prawo klubowe, lojalność wobec klubu i braci są dla nich nadrzędne. Kiedy członek klubu złamie zasady, na przykład ujawni sprawy klubu obcemu, jest z niego wyrzucany. Traci wszystko - oparcie, środowisko, wieloletnich przyjaciół, którzy nie mogą się do niego nawet odezwać. Kamizelkę, która jest własnością klubu. Czasem także motor. Musi sam pozbyć się, zatrzeć czy przerobić tatuaże związane z klubem. Jeśli tego nie zrobi, w ruch idą palniki czy szlifierki. I nie ma litości. Za to kiedy lojalny członek wpadnie i trafia do więzienia, klub opiekuje się jego bliskimi, odwiedza w więzieniu, spłaca wszystkie kredyty i należności.

Historia Klubowa
Hells Angels zapożyczyli nazwę z filmu o angielskich lotnikach wojennych. Klub powstał w 1948 roku w Kalifornii. Po zakończeniu wojny byli żołnierze nie mogli dla siebie znaleźć miejsca w ustabilizowanym społeczeństwie. Jeździli motocyklami po całych Stanach, zbierali się w grupach. Powstała wtedy filozofia, ideologia działania towarzyszy motocyklowych klubom do dziś. Silne więzy, ścisła hierarchia, absolutna lojalność. Klubowe kamizelki są pełne symboli i znaków, znanych tylko wtajemniczonym. Jednym z nich jest naszywka ze znakiem 1%. Znak: należymy do 1 procenta tych, którzy żyją po za prawem. W Polsce z taką naszywką jeżdżą kluby Hells Angels, Outlaws, Bandidos, Gremium i Road Runners. Nazwa 1% wzięła się z oświadczenia, wydanego przez oficjalny Amerykański Klub Automotocyklowy po zamieszkach w Hollister w Kaliforni w 1947 roku, które musiała pacyfikować Gwardia Narodowa. Władze oficjalnego klubu stwierdziły wtedy, że tylko 1 procent amerykańskich motocyklistów mógł się dopuścić czynów kryminalnych. Ci „niezależni”, wykluczeni z oficjalnych struktur, natychmiast zademonstrowali, że są poza prawem (out law bikers).

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nysa.naszemiasto.pl Nasze Miasto