Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wściekły za kierownicą

Grażyna Kuźnik
Czy organy ścigania chronią drogowego wariata? Kierowca bmw zaatakował na jezdni starszych ludzi - straszył ich i kopał w ich samochód. Napadnięty Zygmunt Kozyra zmarł na zawał. Napastnik nie poniósł żadnej kary.

Czy organy ścigania chronią drogowego wariata? Kierowca bmw zaatakował na jezdni starszych ludzi - straszył ich i kopał w ich samochód. Napadnięty Zygmunt Kozyra zmarł na zawał. Napastnik nie poniósł żadnej kary.

Mój mąż stracił życie, bo jechał spokojnie lewym pasem, a to zezłościło jakiegoś szaleńca za kierownicą bmw. Zmusił nas do zatrzymania, zdemolował nam samochód, kopał, groził, wyzywał, walił w okna - mówi pani Krystyna, żona 65-letniego Zygmunta Kozyry z Mikołowa.

Mąż był emerytem, schorowanym człowiekiem, ale musiał wysiąść, bronić mnie i siebie. Przejął się atakiem, dostał zawału, upadł przy aucie. Nie odzyskał przytomności przez kilka miesięcy i zmarł - opowiada wdowa.

Rodzina twierdzi, że to oszalały z wściekłości mężczyzna jest winny śmierci starszego człowieka. Jednak Prokuratura Rejonowa Katowice-Wschód umorzyła postępowanie w tej sprawie. Stwierdziła, że nie doszło do pobicia, a jedynie do silnego stresu u ofiary, co mogło być przyczyną zawału. Ale za wywołanie stanu podwyższonego napięcia emocjonalnego u pokrzywdzonego - prawo nie przewiduje kary.

- Jak można chronić furiata, który zagraża innym kierowcom? - nie rozumie wdowa. - Przecież może znowu zaatakować kogoś, kto nie ustąpi mu miejsca na drodze.

Ostatnie słowa

Najgorsza podróż w jej życiu zapowiadała się zwyczajnie. W grudniowy wieczór dwa lata temu wracali z mężem z wizyty od rodziny, trasą szybkiego ruchu z Katowic do Mikołowa. Prawy pas był zajęty, Zygmunt Kozyra jechał lewym, około 80 km na godzinę. Prowadził pewnie, był przecież zawodowym kierowcą autobusu.

- Warunki nie były najlepsze, zima, zbliżała się godzina 19, ruch był duży. Mąż nigdy nie spowodował wypadku, tą trasą jechaliśmy setki razy. Nagle zauważył, że kierowca jadącego za nami bmw dziwnie się zachowuje - miga światłami i niebezpiecznie się do nas zbliża. Powiedział zdziwiony: "Co oni kombinują?". To były ostatnie słowa, jakie do mnie skierował - wspomina pani Krystyna.

Potem akcja potoczyła się błyskawicznie - bmw wyprzedziło mercedesa Kozyrów i zaczęło na przemian zatrzymywać się i ruszać. Kozyra nie mógł go wyminąć, bo samochody jechały jeden za drugim. W końcu bmw ostro zahamowało, zmuszając do tego samego mercedesa.

Zatrzymali się na wysokości szkoły policyjnej w Katowicach.

- Z bmw wyskoczył młody mężczyzna. Podbiegł, zaczął głośno krzyczeć, wygrażać i kopać w nasz samochód. Jak w horrorze. Chodziło mu o to, że jechaliśmy za wolno czy też nie ustąpiliśmy mu drogi. Wpadłam w panikę. Kiedy rozwalił nam reflektor i zderzak, mąż wyszedł z auta - opowiada Krystyna Kozyra.

Młody, dobrze zbudowany napastnik tylko na to czekał. Rzucił się na emeryta. Zygmunt Kozyra cofnął się i z samochodu zabrał metalową blokadę do kierownicy.

- Dla obrony, bo wszystko mogło się zdarzyć. Tamten zachowywał się nienormalnie. Dla męża to była trudna decyzja, bo był spokojnym, zgodnym człowiekiem - tłumaczy żona. - Tą rurką uderzył go w głowę. Niegroźnie, ale widocznie tak się tym przejął, że stracił przytomność.

Kto to widział?

Napastnik trzymał się za głowę, ale wrzeszczał dalej.

- Byłam w szoku, bałam się go, nie wiedziałam, co robić. Wtedy z bmw wyszedł drugi mężczyzna, też młody, który dotąd tylko wszystkiemu się przyglądał. Pochylił się nad moim mężem i powiedział: "Ty go chyba zabiłeś". Na te słowa wyskoczyłam z auta i objęłam męża. Ale on nie reagował, nie pamiętam dobrze, co działo się dalej - wyrzuca z siebie pani Krystyna.

W pobliżu zatrzymywały się samochody, ale nikt nie wychodził. Ktoś jednak wezwał policję, karetkę pogotowia.

- Pamiętam, że zatrzymał się też ksiądz, nie przedstawił się. Podszedł, uspokajał, że mąż żyje, że w szpitalu nim się zajmą. Inni obserwowali wszystko z samochodów. Nie byłam w stanie nikogo pytać o nazwiska i zabrakło mi później świadków. Policja też nie zanotowała żadnych danych - mówi z żalem kobieta.

Apeluje teraz do wszystkich, którzy wtedy tam byli, żeby zgłosili się do prokuratury. Ważne jest każde zeznanie. Prosi o pomoc również tego księdza, który wtedy ją pocieszał.

Napastnik nie przejmował się leżącym. Biegli lekarze stwierdzili, że gdyby mężczyźnie udzielono pierwszej pomocy w ciągu 15 minut, można byłoby go uratować. Ale tej pomocy nie udzieliła również policja, która przyjechała wcześniej niż pogotowie.

Wyszło na jaw, że jadący bmw nie mieli przy sobie żadnych dokumentów, nawet prawa jazdy, a samochód nie należał do nich. Był własnością ich szefa.

- Szef przyjechał po swoich ludzi. Zobaczyłam dużego, mocno zbudowanego mężczyznę, bardzo pewnego siebie. Pogadał z policją i wypuściła tych napastników, którzy jeszcze obrzucali mnie wyzwiskami - wyznaje kobieta.

Eksplozja nienawiści

Zięć Zygmunta Kozyry pojawił się na miejscu w kilkanaście minut po zdarzeniu. Wezwała go policja.

- Funkcjonariusze tłumaczyli, że to tylko bójka między kierowcami. Zdziwiłem się. Do mojego teścia to w ogóle nie pasowało, nie wdawał się w awantury - mówi Tadeusz Mosakowski.

Zobaczył rozpaczającą teściową, rozwalony samochód, mężczyzn rzucających chamskie odzywki obok bmw. Na ziemi leżał nieprzytomny teść.

Na kogo Kozyrowie mieli pecha trafić? Na "wściekłego kierowcę" z syndromem Mad Maxa, który traktuje samochód jak narzędzie zemsty. Uważa, że jemu wszystko wolno, bo jest doskonałym kierowcą. Inni to wrogowie; rywale albo zawalidrogi. Jadą zbyt szybko albo zbyt wolno. Drogowy Mad Max obrzuca innych wyzwiskami, pokazuje obraźliwe gesty, używa klaksonu, na złość zajeżdża drogę, przyspiesza i raptownie hamuje, nie liczy się z nikim. Może również zatrzymać inny pojazd i dopuścić się fizycznej napaści.

Stowarzyszenie Psychologów Transportu prowadzi terapie dla kierowców, którzy nie są w stanie dostosować się do norm społecznych na drodze. Cechy Mad Maxa wykazują głównie młodzi ludzie, zwłaszcza ci z poczuciem niedowartościowania. Agresor za kierownicą musi stale udowadniać, że coś znaczy. Wpada we wściekłość z błahej przyczyny, nie panuje nad sobą. W USA mówi się już o syndromie Mad Maxa jak o epidemii, bo aż 7 proc. wypadków spowodowanych jest eksplozją nienawiści kierujących. Kary dla nich są dotkliwe. Ale jak widać, w Polsce agresorzy wciąż mogą czuć się pewnie...

Wiesz, co zrobiłeś?

Prokuratura potwierdziła przebieg wydarzeń, jaki podaje żona, ale uznała, że wściekły napastnik nie przyczynił się do śmierci Zygmunta Kozyry. Bo "sprawca nie mógł mieć w świadomości dokładnego obrazu wszystkich następstw swojego działania", a za samo zdenerwowanie starszej osoby nie można nikogo ukarać. Śledztwo umorzono w lipcu 2005 roku, "z braku znamion czynu zabronionego".

Co prawda biegli sądowi stwierdzili, że to silny stres wywołał zawał serca, ale u Kozyry stwierdzono również zaawansowaną chorobę układu krążenia, w przeszłości przeszedł już jeden zawał, miał słabe serce. Zdaniem biegłych do zapaści i śmierci przyczyniła się także spóźniona pierwsza pomoc. Nie było śladów fizycznej przemocy, chociaż może doszło do szarpaniny. A więc był to, według prokuratury, po prostu nieszczęśliwy zbieg okoliczności...

Rodzina nie może się z tym pogodzić. Sprawca nie wyraził żadnej skruchy. Nie stawiał się na wezwania, trzeba go było szukać listem gończym. Teraz toczy się sprawa o uszkodzenie samochodu Kozyrów. Mężczyzna wszystkiego się wypiera, zatrudnił adwokata...

- Raz podeszłam do niego, powiedziałam: patrz, chłopcze, chodzę w czerni. Kochałam go, to był dobry człowiek, nie mogę bez niego żyć. Co ci z tego przyszło? Wiesz, co zrobiłeś? Pomyśl o tym. Coś tam mruknął. Nie przyznaje się do niczego - wzdycha wdowa.

Jej bliscy mają wrażenie, że organy ścigania chronią drogowego wariata.

- Od policji usłyszałam, że mąż zasłużył na mandat. Bo nie powinien się zatrzymywać i wdawać w bójkę. A przecież to był napad! Złożyliśmy zażalenie na umorzenie śledztwa. Tacy ludzie są groźni, niebezpieczni dla siebie i innych - dodaje Kozyrowa.

Niestety, przez cztery miesiące nie dostali żadnej odpowiedzi. Ale nie rezygnują, bo wierzą, że mają rację. Niedawno na poboczu drogi zauważyli bmw o dobrze znanych im numerach. Było kompletnie rozbite...

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opole.naszemiasto.pl Nasze Miasto