Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Nysy. O złotnikach, tkaczach i rzeźnikach

Klaudia Pokładek
W podcieniach dzisiejszego Domu Wagi niegdyś stała... waga właśnie. Na której podczas odpustów, targów i jarmarków ważono wszystkie, a bynajmniej większość towarów wyrabianych przez tutejszych rzemieślników.
W podcieniach dzisiejszego Domu Wagi niegdyś stała... waga właśnie. Na której podczas odpustów, targów i jarmarków ważono wszystkie, a bynajmniej większość towarów wyrabianych przez tutejszych rzemieślników. Klaudia Pokładek
Najwięcej w dawnej Nysie było sukienników i płócienników, sporo też złotników. Byli tu też jedyni na Śląsku introligatorzy i najbardziej poważani w mieście - rzeźnicy. A owczarze paśli owce na... dzisiejszym Placu Paderewskiego.

W 1425 roku miasto zamieszkiwało 350 zrzeszonych w cechach rzemieślników. Najwięcej było sukienników, ale najważniejsi byli rzeźnicy. Wiemy to z przeprowadzonego wtedy spisu powszechnego.

Wśród rzemieślników nie brakowało rzecz jasna tych o zacięciu artystycznym. Jednak i ci zazwyczaj skupieni byli w cechach rzemieślniczych. Owe korporacje, które powstawały w XIV wieku i rozwijały się zwłaszcza w XV, XVI I XVII wieku, miały na celu zmonopolizowanie wytwórczości, eliminując konkurencję (tzw. partaczy), a w zamian zagwarantowanie wyższego poziomu wykonania i użycia właściwych i wysokiej jakości materiałów.

I tak na przykład w temacie architektury i wystroju wnętrz jednym z najważniejszych materiałów było rzecz jasna drewno. A skoro drewno, to i skrzyń bogato zdobionych nie brakowało wówczas na terenie Księstwa Nyskiego. Czego zresztą niepodważalnym dowodem jest całkiem okazała kolekcja takowych w Muzeum Powiatowym w Nysie. To skrzynie nyskich rzemieślników, wszak każde rzemiosło mieć swoją niegdyś musiało.

Cechy rzemieślnicze używały skrzynek do przechowywania najcenniejszych przedmiotów cechowych, takich, jak dokumenty (statuty, listy, przywileje), księgi, tłoki pieczętne, insygnia władzy, a nawet pieniądze. Skrzynki były przetrzymywane w domach lub izbach cechowych pod opieką starszych cechu, zobligowanych do prowadzenia registratury cechowej, a otwierano je tylko podczas większych spotkań całej rady. A rozliczne dekoracje na owych skrzyniach świadczyły wówczas nie tylko o zamożności cechu, ale też o ich przeznaczeniu.

Ale nie samymi skrzyniami Nysa w tamtych latach żyła. Ciekawostką na przykład jest, że jedyny cech introligatorski, jaki istniał na terenie Śląska w 1691 roku, znajdował się właśnie w Nysie i liczył trzech mistrzów. Ponoć niechętnie przyłączali się do tego cechu introligatorzy, ponieważ wymagania dotyczące sztuki mistrzowskiej były bardzo duże...

Była też grupa nyskich węborników, która wyodrębniła się dopiero w piętnastym wieku bezpośrednio z bednarzy. Nazywano ich małymi bednarzami, bo wyrabiali z drewna naczynia i przedmioty mniejszych gabarytów. To były skopki, miseczki, garnki i wiadra do czerpania wody, z którymi później nysanie chodzili do studni w rynku. A tych było przynajmniej kilka.

Pozostałością po tamtych czasach i naszej starej Nysie jest całkiem bogata kolekcja eksponatów w nyskim muzeum, wśród nich sporych rozmiarów balia, która setki lat temu służyła do kąpieli. Jest też wychodek damski i męski. Ten drugi nieco większy...

Tymi większymi konstrukcjami drewnianymi zajmowali się bednarze. Ale to nie oni stanowili w ówczesnej Nysie najliczniejszą grupę. Najwięcej było sukienników i płócienników, o czym zresztą świadczyć może nyska ulica Sukiennicza w rynku, gdzie bez wątpienia handlowano suknem.

Idąc tym tropem wiadomo również, że tkacze mieli swój ulubiony zaułek - przy obecnej ulicy Tkackiej. Na rynku Solnym handlowano solą, a na Garncarskim - garnkami. Dawno temu w Nysie był również Rynek Koński, na tyłach obecnej bazyliki, od strony prezbiterium. To właśnie w tym miejscu można było kupić konia bądź go sprzedać.
Przy ulicy Kramarskiej kwitł natomiast handel, głównie świąteczny - podczas rozlicznych jarmarków, odpustów i targów. A pod arkadami sukienniczymi stała sporych rozmiarów waga, na której ważono te wszystkie towary, którymi handlowali nyscy kupcy. W tym także wino, z którego przecież Nysa słynęła w całej okolicy. No i oczywiście wełnę.

Chociaż wyrobem wina i warzeniem piwa nyscy rzemieślnicy zajmowali się tylko okresowo. Trzeba było mieć bowiem specjalny glejt, czyli książęce prawo do parania się takim zajęciem. A z otrzymaniem takowego nie zawsze było łatwo...

Zdecydowanie prościej mieli owczarze, których na naszych ziemiach naprawdę było niemało, a fach ten przechodził z ojca na syna. Stąd też znali się na swojej robocie, jak nikt w okolicy. Nasza wełna ceniona była w całej Koronie i eksportowana do wielu miast.

Owce, które owej szlachetnej wełny dostarczały, pasły się na ówczesnych obrzeżach miasta, co oznacza, że w zasadzie w dzisiejszym jego centrum. Spore pastwisko miały np. na obecnym Placu Paderewskiego, w okolicach Podzamcza, Górnej Wsi i terenach za mostem Kościuszki.

Najbardziej poważaną grupą rzemieślników, chociaż wcale nie najliczniejszą, byli rzeźnicy. O znaczeniu ich cechu w Nysie świadczył przywilej kroczenia na przedzie orszaków i uświetniania wjazdów do miasta biskupów i książąt. A zasłużyli sobie na to podczas pamiętnego najazdu husytów na Śląsk w 1428 roku. Wedle legendy, kiedy wojska najeźdźców opanowały stare miasto i szykowały się do ataku na obecnie centrum Nysy, rzeźnicy walczący na placu Paderewskiego zastosowali fortel i ubrali się w stroje Chorwatów. Ruszyli na tyły wroga i husyci ponieśli dotkliwe straty wycofując się z Nysy...

Rozprawiając o dawnych rzemieślnikach nyskich nie sposób nie wspomnieć o złotnikach. Wszak Nysa była ongiś na Śląsku centrum sztuki złotniczej. Już w roku 1300 odnotowano pierwszego złotnika (aurifaber). Do końca XIX wieku było 176 rzemieślników pracujących w złocie i srebrze. Nyscy złotnicy, poprzez kontakty z europejskimi centrami sztuki złotniczej (np. Augsburg, Wiedeń), reprezentowali prawdziwie europejski poziom.

Zamawiającymi i pierwszymi odbiorcami dzieł nyskich złotników byli przede wszystkim biskupi wrocławscy, rezydujący w stolicy swego księstwa, Nysie, członkowie dworu biskupiego, wyższe duchowieństwo, kanonicy kapituły kolegiackiej św. Mikołaja oraz bogaty patrycjat nyski i różne bractwa.

Z zachowanych przekazów wynika, że czas nauki tego elitarnego zawodu wynosił pięć lat, natomiast by otrzymać tytuł mistrza, należało poświęcić nauce aż dziesięć lat. Opłacało się zapewne być wytrwałym w dochodzeniu do mistrzostwa, gdyż złotnicy byli najbogatszymi rzemieślnikami w mieście - obok hafciarzy.

Okres największego rozkwitu tej gałęzi sztuki przypadł w Nysie na pierwszą połowę XVIII wieku. Wcześniej w jednym momencie funkcjonowały tu przynajmniej dwa, a czasem i cztery warsztaty złotnicze. Natomiast w pierwszej połowie XVIII wieku było ich tu prawie 60! Dziś całkiem pokaźna kolekcję złotniczych pamiątek z tamtych czasów można oglądać w Skarbcu św. Jakuba ulokowanym w nyskiej dzwonnicy. Zresztą sprawdźcie sami!

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nysa.naszemiasto.pl Nasze Miasto